To była już piąta szklanka
whisky. Nigdy nie lubiłem tego cholerstwa, ale w barku stała nienaruszona
butelka, którą dostałem na okrągłe urodziny, więc postanowiłem skorzystać. Z
ekranu telewizora patrzyły na mnie nieznane twarze. Jakiś facet w obsypanym brokatem
garniturze uśmiechał się głupkowato i gadał o rzeczach, które kompletnie mnie
nie interesowały, a blond piękność w krzykliwej sukience mu wtórowała. Musiałem
wyciszyć dźwięk, bo od piskliwej muzyki zaczęła pękać mi głowa. Właśnie dlatego
usłyszałem ciche wibracje, dochodzące z kuchni. To tam zostawiłem telefon. Niechętnie
podniosłem się z kanapy, która zatrzeszczała na pożegnanie.
- Perez. – Odebrałem. Z zaskoczeniem
stwierdziłem, że alkohol uderzył mi do głowy.
- Mundo z tej strony. Wybacz, że
tak późno, ale to pilne. – Spojrzałem na zegarek. Faktycznie, była trzecia w
nocy. Dziwiłem się, że moja przełożona jeszcze nie śpi, ale potem przypomniałem
sobie, gdzie jest w hierarchii
najważniejszych i pomyślałem o tym, gdzie ja bym był, gdybym tylko kiedykolwiek
się postarał. – Jesteś potrzebny w Raval Roig. Jimenez nie może, jego żona na
dniach rodzi, więc zostałeś tylko ty.
No tak, ja. Żadnych zobowiązań. Już
nawet do Mundo dotarły informacje, że moja – kiedyś - dziewczyna wywiozła nasze
dziecko na drugi koniec kraju.
- Będę – powiedziałem, zanim
zdałem sobie sprawę, że w tym stanie będę marnym kierowcą. Nie pytałem o
szczegóły, nie chciałem o tym myśleć aż do momentu, kiedy będę zmuszony
postawić stopę we wskazanym miejscu. – Prześlij mi adres.
- Już to zrobiłam. – Jasne, Mundo
zawsze wyprzedzała wszystkich o krok. – Nie spieprzcie tego, dobra?
Mruknąłem coś na potwierdzenie i
rozłączyłem się. Na komodzie leżały kluczyki do mojego Volvo, ale nie byłem
pewny, czy powinienem ich użyć. Telefon od Mundo skutecznie mnie rozbudził, ale
ciemność i cisza działały na moją niekorzyść. W łazience opłukałem twarz wodą,
umyłem zęby, a potem wypiłem szklankę lodowatej wody. Było lepiej. Chwyciłem kluczyki
i resztę potrzebnych rzeczy. Pobiegłem do samochodu i ruszyłem przed siebie.
Drogi były puste, tak jak
przewidywałem. Z mojego nowo wynajętego mieszkania byłem w stanie dojechać tam
w kilka minut. Przez pierwsze pięć nie napotkałem żadnej żywej duszy, w szóstej
minęła mnie ciężarówka jakiejś firmy kurierskiej, w siódmej wyprzedziło mnie
Audi A5, a w ósmej… W ósmej spotkałem ją.
Było całkowicie ciemno. Wybrała sobie
chyba najciemniejszą drogę w mieście, pozbawioną jakichkolwiek latarni. Pewnie
bym jej nie dostrzegł, gdyby nie to, że ubrana była w białą koszulkę na
ramiączkach i błękitne szorty. Szła poboczem, gwałtownie stawiała na resztkach
betonu niewielkie stopy w czarnych japonkach, jakby jej się spieszyło. Ciemne
włosy miała rozpuszczone i potargane – dziewczyny w tym mieście nie wychodziły
tak z domu. Makijaż rozmazany. Brudne ślady na nogach, ramionach i twarzy. Jeszcze
wtedy o tym nie wiedziałem, ale miałem się dowiedzieć, ponieważ gwałtownie się
zatrzymałem. Wyskoczyłem z samochodu, zostawiając włączony silnik i dogoniłem
ją, co nie było zbyt trudne.
Pachniała ogniskiem. Ciepłem. To pierwsze,
co mi się skojarzyło. Lubiłem zapach ognia, palonego drewna, ponieważ kojarzył
mi się z dzieciństwem. Nawet w nikłym świetle reflektorów samochodu byłem w
stanie dostrzec, że ma ciemne oczy. Prawie czarne. Duże i przenikliwe. Widziałem
też to, że jest przerażona. Rozchyliła usta i rozejrzała się dookoła, jakby
szukała najlepszej drogi ucieczki, ale wokół otaczały nas tylko pola. Pusta
przestrzeń. Chciałem zapytać, co się stało, dlaczego tak wygląda i dlaczego o
tej porze wybrała się na samotny spacer, ale nie musiałem. Gdzieś w oddali, w ciemności
dostrzegłem plamę pomarańczowego światła. Ta plama znajdowała się dokładnie w
tym miejscu, w którym powinienem się znajdować ja.
Spojrzałem na nią jeszcze raz.
- Jak masz na imię? – zapytałem najłagodniej,
jak potrafiłem.
- Marta – odparła delikatnym
głosem.
- Chodź, pojedziesz ze mną.
I kiedy odprowadzałem ją do drzwi
samochodu, pilnując, żeby nie uciekła, pomyślałem o tych pięciu szklankach
whisky, które w tym momencie wyparowały. Dawno nie byłem bardziej trzeźwy. Dlatego
po cichu otworzyłem schowek i ukryłem za paskiem od spodni mój niezawodny
pistolet. A ona siedziała na fotelu z tyłu i udawała, że nie widzi. Już wtedy
miałem pewność, że świetna z niej aktorka.