Leżałam na łóżku, otoczona miskami z chrupkami,
pięcioma rodzajami czekolady, przechyloną i pustą butelką po winie, ciągnącymi
się żelkami. Obok mnie dwie przyjaciółki, jedna cicho pochrapywała, druga
wpatrzona była w ekran telewizora. Kończyłyśmy właśnie pierwszy z kilku filmów,
które planowałyśmy obejrzeć tego wieczora. Pierwsza część Bridget Jones, jakże trafna, patrząc na moje dotychczasowe życie.
Wciąż przyciskałam do ucha telefon, mimo że już
długo wcześniej się rozłączyłam. Dyskretnie pociągałam nosem, a łzy same ginęły
w pluszowym kocu. Czułam się tak, jakby ktoś mocno uderzył mnie w brzuch.
Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję, a każdy najmniejszy ruch sprawiał mi
ogromny ból. Dlatego po prostu leżałam. Dziewczyny nie były niczego świadome.
Oddychałam, udawałam, że jestem wpatrzona w ekran telewizora, a w
rzeczywistości już dawno przestało mnie interesować to, czy Bridget i Mark się
zejdą. Dlaczego ona miała być szczęśliwa z miłością swojego życia, skoro ja nie
mogłam? Głupia byłam, bo już wtedy myślałam, że on jest tym facetem. A może właśnie mądra, bo przecież okazało się, że
wcale się nie myliłam. To był ten
mężczyzna. Ten, z którym chciałam wszystko. W naszych najlepszych momentach
naprawdę czułam, jakbyśmy byli jakoś dziwacznie połączeni głowami i sercami.
Myśleliśmy tak samo i czuliśmy tak samo. Leżąc na łóżku, pociągając nosem, nie
mogłam uwierzyć, że to mnie się to przytrafiło. Milion razy karciłam w myślach
dziewczyny, które wybaczają zdrady, uważając to za upokarzające i żałosne. Ale
jeśli to faktycznie był mężczyzna mojego życia, to czy nie powinnam odłożyć na
bok swojej dumy, chwilę popłakać i zapomnieć o tym, co zrobił? W końcu nawet
nie byliśmy razem. Mógł to zrobić, oficjalnie miał do tego prawo. Ale uczucia
nie są oficjalne albo nieoficjalne, nie da się ich spisać na kartce razem z
listą zasad, zakazów, nakazów i dopuszczeń. Nawet on wiedział, że to co zrobił było
cholernie złe. Obrzydliwe. Nikt nigdy nie zrobił mi czegoś takiego. Ale chyba
tak to też jest, że ci których kochamy najmocniej, najbardziej dotkliwie nas
ranią. Oczywiście jeszcze wtedy go nie kochałam, albo nie zdawałam sobie z tego
sprawy. Wtedy go nie znałam, znałam tylko namiastkę niego. Doświadczyłam tego,
jak mogłoby być, gdyby nie zrobił tego, co zrobił. To było najgorsze. Poznałam
smak czegoś wspaniałego, co trudno mi było przyjąć ze względu na ból. Jeszcze
godzinę wcześniej mówiłam przyjaciółkom o tym, że wreszcie wszystko zaczyna się
układać. W ciągu jednej chwili z ułożonego życia, wszystko przerodziło się w
totalny burdel. Nie wiedziałam, w którą stronę patrzeć, gdzie iść, jak się
zachować. Zupełna pustka. Fakt faktem – idealizowałam sobie naszą relację. W
rzeczywistości nie było tak perfekcyjnie. On miał wady, od początku wiedziałam
jaki jest i byłam świadoma tego, że mogę przez niego płakać. Ale to nie
pomogło, ta świadomość. Wcale nie byłam bardziej odporna, wcale nie czułam się
mniej oszukana.
Tydzień później postanowiłyśmy zrobić sobie babski
wypad do klubu. Wszystkie rodzaje alkoholi i taniec – to miało być lekarstwo na
niego. Tak przynajmniej powtarzały mi dziewczyny. W ciągu ostatnich dni
wysłuchałam tysięcy przekleństw i obelg na jego temat, niejednokrotnie również
padły standardowe słowa: jak nie ten, to
inny. Za każdym razem miałam ochotę odpowiedzieć, że ja właśnie jego chcę,
ale powstrzymywałam się, bo one i tak mnie nie słuchały, nie do końca. Może to
dlatego, że ja sama nie potrafiłam ubrać w słowa tego, co czuję, nie wiem.
Wiem, że pragnęłam siedzieć w pokoju owinięta w gruby koc, z kubkiem herbaty w
ręku i milką oreo. Zamiast tego sobotni wieczór spędzałam, wyginając się na
parkiecie, nieco bardziej pijana niż planowałam. Ale musiałam. To wcale nie
pomagało mi zapomnieć, wciąż dźwięczał mi w głowie jego głos i te słowa, które
niechciane zagnieździły się gdzieś w środku. Pomagało mi to natomiast spojrzeć
na wszystko z innej perspektywy. Nigdy nie zdecydowałabym się na jednonocną
przygodę z poznanym na imprezie facetem, ale choćby taka możliwość budziła we
mnie pokłady zawziętości – mogłabym zrobić jemu to, co on zrobił mnie. Mogłabym
i jego zranić, i jego upokorzyć. Mogłabym, bo tak naprawdę nigdy bym tego nie
zrobiła, ale sama myśl działała na mnie jakoś pozytywnie. Tym bardziej, że
naokoło kręciło się naprawdę wielu facetów, podobnie pijanych jak ja, więc
zainteresowanych mną i prawdopodobnie każdą inną kobietą w klubie. Ponad
wszystko chciałam, żeby to zobaczył. Żeby widział, że świetnie mi jest bez
niego, że wcale nie siedzę w kącie i nie opłakuję naszego niedoszłego związku,
a fantastycznie się bawię. Żeby zrozumiał, jak cholerny błąd popełnił.
Wyobrażałam sobie, jak stoi przy ścianie i obserwuje mnie z ukrycia. Mało
prawdopodobne, ale w mojej głowie wyglądało to cudownie. Patrzył i żałował.
Cóż, nigdy nie spodziewałam się, że to może wydarzyć się naprawdę. Czasem
wyobrażamy sobie pewne sytuacje i jesteśmy przekonani, że i tak nigdy do nich
nie dojdzie. Nigdy, albo po prostu w tym konkretnym momencie. Na przykład,
kiedy obracam się w kółko wśród dziesiątek ludzi, w tle rozbrzmiewa jeden z
najnowszych hitów, powoli zaczyna kręcić mi się w głowie z powodu wypitego
alkoholu, a moje spojrzenie zatrzymuje się na ścianie, przy której przed chwilą
w moich myślach stał on i obserwował. Ale nie stoi, oczywiście, że nie stoi, bo
jest we Wrocławiu, a ja dobrze o tym wiem. Kręcę się dalej i znowu widzę jego.
Ale już nie w moich myślach. Jest prawdziwy, najprawdziwszy na świecie. Stoi
przede mną, wyciąga rękę, którą natychmiast odpycham. Jego odpycham i kilkanaście sekund później jestem już w łazience,
na zimnych kafelkach, przekonana, że zaraz zwymiotuję.
A przecież tak bardzo tego chciałam. Tak chciałam,
żeby mnie zobaczył, żeby zrozumiał, żeby żałował. Zrobił to. Widziałam w jego
oczach to wszystko. W jego wyciągniętej ręce. W jego ustach gotowych do
wygłaszania przeprosin. Siedziałam na zimnej posadzce w jakiejś obskurnej
toalecie i czułam się jak śmieć. Nie wymiotowałam, ale żołądek podszedł mi do
gardła. Bałam się stanąć z nim twarzą w twarz, ponieważ wstydziłam się swoich
emocji. Byłam wrażliwą, płaczliwą dziewczynką, a nie twardą kobietą.
Wiedziałam, że on nie odpuści, że nie wyjdę z tego klubu bez kontaktu z nim i
to jeszcze bardziej wzmagało we mnie strach. Podniosłam się na drżących nogach,
w lustrze poprawiłam czarną sukienkę i wyszłam. Przeszłam przez korytarz ze
spuszczoną głową, chłopaka z szatni poprosiłam o swoją kurtkę i chwilę później
znajdowałam się już na dworze. Nie byłam pewna, co robiłam. Ludzie w takich
sytuacjach odpalają papierosa i zaciągają się nim, starając się uspokoić. Ja po
prostu próbowałam oddychać, bo łzy same cisnęły się na zewnątrz.
- Porozmawiaj ze mną chociaż – wydyszał,
wybiegając przez drzwi klubu. Gonił mnie. Spojrzałam na niego i to był błąd, bo
dotarło do mnie, jak bardzo, pomimo wszystko, chciałabym żeby po prostu mnie
objął. Ale chyba tak samo bardzo go nienawidziłam. – Nawet nie próbowałaś mnie
wysłuchać.
Uniosłam brwi.
- Jak mnie znalazłeś?
- Masz włączoną lokalizację w telefonie.
Wiedziałem, że musisz być gdzieś tutaj.
- No tak, jestem – odparłam, wkładając ręce do
kieszeni kurtki.
- Ja wiem,
że tego nie da się odwrócić, że zrobiłem najgorszą z możliwych rzeczy – zaczął.
– Wiem, że pewnie teraz mnie nienawidzisz, ale…
- Wiesz co? – przerwałam mu. Nagle poczułam
nieodpartą potrzebę wykrzyczenia mu w twarz wszystkiego, co mnie bolało.
Wszystkiego, za co nienawidziłam siebie i jego. – My nawet nie powinniśmy tu
stać. Nie powinno nas tu być. Gdybym była mądra, nigdy nie doszłoby do naszej
pierwszej rozmowy, do pierwszego spotkania. Do niczego by nie doszło. Żylibyśmy
sobie w dwóch różnych rzeczywistościach nie do końca świadomi tego, że
istniejemy. I tak byłoby lepiej. Bo od początku wiedziałam, jaki jesteś.
Nasłuchałam się o tobie tylu okropnych rzeczy, tylu…
- To było pięć lat temu – odparł, krzywiąc się. –
Nie twierdzę, że nie robiłem głupot, że nadal ich nie robię, ale przez pięć lat
człowiek trochę się zmienia.
- I co, ty się zmieniłeś? – Uniosłam brwi. Nie
mówiłam cicho, nie obchodziło mnie to, że obok nas przechodzili ludzie.
- Gdybym się nie zmienił, to nie stałbym teraz
tutaj – powiedział całkiem szczerze. – Gdybym się nie zmienił, nie byłbym w
stanie poczuć nawet cząstki tego, co czuję.
Miałam ochotę zapytać go, co takiego czuje, ale
nie musiałam.
- A czuję wstyd. I czuję, że mi na tobie zależy.
Podszedł, a ja cofnęłam się o krok, mimo że już
powoli miękło mi serce.
- To nie zmienia faktu, że jesteś dupkiem.
- Tak, wiem, że jestem, ale stoję tutaj, bo staram
się nim nie być. Powiedziałem ci o wszystkim, nie dlatego żeby cię zranić, ale
dlatego że czułem, że powinnaś wiedzieć. Nie mógłbym cię okłamywać.
- Och, dziękuję – prychnęłam. – Nie musiałbyś o
niczym mówić, gdybyś tego nie zrobił.
- Tak, wiem, ale zrobiłem. Wcale się tego nie
wypieram. – Włożył ręce do kieszeni i podszedł bliżej mnie. Tym razem pozwoliłam
mu na to, nie cofnęłam się. Widziałam w jego oczach szczerość i skruchę. –
Ciąży mi to na sercu tak samo, jak tobie.
- Mnie nic nie ciąży – skłamałam. Wzruszyłam
ramionami i odwróciłam twarz w stronę ulicy.
- Wiem, że to nie jest prawda. – Podszedł jeszcze
bliżej. – Widzę to.
Wciąż na niego nie patrzyłam. Łzy zbierały mi się
w oczach, wargi powoli zaczynały drżeć i już wiedziałam, że nie będę w stanie
dłużej udawać. Ale chyba nawet nie musiałam. Kuba wyciągnął rękę, dłonią
przejechał delikatnie po moim policzku. I co teraz? Rozpływałam się i nie
potrafiłam tego zatrzymać. Nie protestowałam, więc objął mnie swoimi ramionami,
zamknął w silnym uścisku, przykładając usta do mojego czoła. I tak trwaliśmy.
Maybe if I tell myself enough, maybe if I do, I'll get over you
Po pierwsze: No w koncu! Czekałam i czekałam, aż sie doczekałam. Ale wybaczam Ci, bo swieta, bo sylwester, bo Twój brak kompa.
OdpowiedzUsuńPo drugie: niech ona ucieka! Bo jak juz początek jest taki, to moze tylko byc gorzej.
Bo związków nie zaczyna sie od zdrady, bo gdyby mu naprawdę zależało to tej łaski nie byłoby.
Dlaczego faceci to takie świnie?
Niech ona UCIEKA! 😁
Biedna... biedna! Bo juz wpadła jak śliwka w kompot... a on...to trudno powiedzieć. Czy chciał jeszcze poczuć...eeee...wolność czy taki jest czy co?bo jesli to faktycznie sprawiło ze wie czego -kogo -chce to moze ten związek ma szanse... ale nie wiem,och.
OdpowiedzUsuńto wszystko jest takie prawdziwe. takie realne, namacalne, takie... z życia wzięte. to się może zdarzyć każdemu. i chyba za to lubię te teksty. nie czuję się tak, jak przy każdym innym opowiadaniu, gdy buduje się jakiś skomplikowany świat zupełnie niezwiązany z rzeczywistością. tu nie ma sławnego muzyka i zakochanej w nim fanki czy popularnego sportowca i siostry jego kolegi. tu jest życie. takie prawdziwe. niby wymyślone, ale jednak prawdziwe, bo takie rzeczy się po prostu dzieją, są dziewczyny, którym zaczyna zależeć na chłopakach, i są chłopcy, którzy najpierw robią, a potem myślą, są dziewczyny, które się zakochują, i są chłopcy, którzy do tych dziewczyn wracają. to po prostu jest - miliony takich agnieszek i miliony takich jakubów. i to właśnie cała moc Twojego słowa. proste środki, a jakże mocny przekaz. zawsze mnie to przekonywało. teraz też, do tego stopnia, że nie mam chęci prawienia morałów, zasugerowania adze, że w to może jednak nie warto wchodzić, bo... za późno. to już się stało. historia jakich wiele, ale tak naprawdę chyba o to właśnie chodzi.
OdpowiedzUsuń