13 paź, 16:03
Zdążyłeś
już przejść przez wszystkie mosty w Budapeszcie? Mój szef właśnie zwrócił się
do mnie „słoneczko”, więc nie wiem, czy nie powinieneś zrobić się zazdrosny. A
tak w ogóle to idę dzisiaj pić z dziewczynami za swoją pierwszą nową wypłatę!
02 lis, 19:24
Cześć. U
nas powoli robi się zimno. Dzisiaj cały dzień padało i znowu żałuję, że nie
kupiłam sobie kaloszy, jak wtedy na Mazurach, pamiętasz? Nienawidzę jesieni. Nienawidzę.
Rzygam już tym deszczem.
11 lis, 9:15
Dzień
dobry, kooooooooooooooooooocham Cię. Dzisiaj się poznaliśmy.
26 lis, 13:13
Czeeeeeeeeeeeeść,
wczoraj byłam na imprezie i umieram. Naprawdę umieram, totalnie przesadziłam. Poza
tym pogoda jest do dupy, więc siedzenie pod kocem z zapasem herbaty jest
najlepszym rozwiązaniem. Chyba obejrzę Titanica albo Bridget, co lepiej?
03 gru, 22:54
Tęsknię.
Przyjeżdżaj już na te święta, bo smutno tu, głupku. Kupiłam sobie już nawet
kalendarz adwentowy, żeby odliczać dni, ale wolę nie jeść tych czekoladek, bo
jak mnie zobaczysz to powiesz, że Twoja dziewczyna przecież kiedyś nie była
gruba.
01 sty, 18:13
Bez sensu
taki Nowy Rok. Nienawidzę Cię za to.
21 sty, 21:03
Te bilety
to prezent walentynkowy? Super, tylko, że tak się składa, że ja też pracuję i
nie wiem, czy uda mi się załatwić urlop, bo to nie jest wycieczka na jeden
dzień, tylko na cały tydzień. I tak, wiem, że Budapeszt jest cudowny, ciągle to
powtarzasz.
To ja pierwsza zauważyłam go na lotnisku. Stał z
rękami w kieszeniach, rozglądał się dookoła, ale jeszcze mnie nie widział.
Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy – mam ochotę go uderzyć. Ale zaraz
potem on odwrócił głowę, rozpoznał mnie, a jego twarz rozpromienił szeroki
uśmiech. I wtedy już nie myślałam o wszystkim, co zdarzyło i nie zdarzyło się w
ciągu tych kilku miesięcy. O tysiącach wysłanych wiadomości, o milionach
wylanych łez, setkach godzin bezsenności i dziesiątkach minut spędzonych na
wsłuchiwaniu się w długi sygnał po wybraniu jego numeru. Liczyło się to jedno
spotkanie. Przyśpieszyłam kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się w jego
ramionach, czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale były to łzy szczęścia.
Rzuciłam mu się na szyję, twarz chowając w kołnierzu jego kurtki, a on
przyciskał mnie do siebie najmocniej, jak potrafił. Kiedy byłam młodsza i
pochłaniałam wszelkie komedie romantyczne i melodramaty, właśnie tak
wyobrażałam sobie idealne powitanie.
- Dobrze, że jesteś – wyszeptał mi prosto do ucha.
- Nadal się nie golisz – powiedziałam, kiedy
wreszcie udało mi się zmusić do tego, żeby się od niego oderwać. Pogładziłam go
po policzku, mierzwiąc kilkudniowy zarost.
- Dobrze wiesz, że gdybym się ogolił, to nie
sprzedaliby mi piwa w sklepie. – Zaśmiał się. – Przynajmniej wyglądam jak
dojrzały człowiek.
- Tylko wyglądasz – stwierdziłam, przybliżając się
do niego – bo nigdy się tak nie zachowywałeś.
- Wiecznie młody. – Przyłożył wargi do kącika
moich ust. Prawą ręką odgarnął mi włosy z czoła. – Ładna fryzura.
- Nowy rok, nowa ja.
To było cholerne kłamstwo. Nowy rok, stara ja i
nie zmieniała tego w jakimkolwiek stopniu nowa fryzura. Patrzyłam w jego oczy i
nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu, nie potrafiłam mu powiedzieć, jak bardzo
znienawidziłam go za to, że wyjechał, że mnie zostawił z jakąś pustą obietnicą
powrotu, której w ogóle nie było, którą ja sobie tylko wymyśliłam, bo przecież
on musiał kiedyś wrócić. Ale tak
naprawdę wcale przecież nie musiał. Nic nie musiał i gdzieś z tyłu mojej głowy
kiełkowała taka myśl. Tyle że ja nie chciałam tego roztrząsać, chciałam po
prostu jak najlepiej przeżyć ten tydzień. Chciałam zapomnieć o wszystkim i
delektować się wspólnymi dniami i nocami. I tak, to była sielanka. Siedem dni,
siedem cudownych dni. Każdy inny, każdy na swój sposób piękny. Minusem była
tylko praca Kuby, która kradła nam i tak niewystarczającą ilość czasu. Ale w
ciągu ostatnich miesięcy ani razu nie byłam tak szczęśliwa, nawet wtedy gdy
wypiłam sama całego szampana i zadzwoniłam do niego, a on po raz pierwszy
łamiącym się głosem powiedział mi, że mnie kocha. Uwielbiałam trzymać jego rękę,
przeplatać jego włosy między palcami, patrzeć na jego uśmiech i kryjący się pod
zarostem dołeczek. Momentami jednak nachodziła mnie pewna smutna refleksja i
czułam się, jakbym już to wszystko utraciła. Patrzyłam na jego poukładane
życie, na to wszystko, co miał w tym dużym mieście, łącznie z przygłupim i
wiecznie nietrzeźwym współlokatorem, i zupełnie nie widziałam w tym siebie.
- To mój ulubiony most – powiedział, kiedy
przechodziliśmy przez Most Wolności przedostatniego wieczora. Złapał mnie za
rękę i przyciągnął do siebie, opierając się o barierkę.
- W czym jest taki szczególny? – zapytałam, kładąc
głowę na jego ramieniu.
- Znalazłem tutaj to – odparł, pokazując mi
jaskrawozielony, plastikowy pierścionek. Wybuchłam śmiechem, kiedy wciskał mi
go na palec. Zmieścił się tylko na najmniejszy. – Trzeba trochę powiększyć, ale
załatwię to z jubilerem. Teraz jesteś moja, a ja jestem twój, okej? Kiedy
będziesz na niego patrzeć, zawsze będziesz o tym pamiętać, nawet jak będzie
zimno i będzie padać, i nie będzie ci się chciało wyjrzeć zza kołdry.
- Będę. – Uśmiechnęłam się, chociaż tak naprawdę
przerażała mnie ta perspektywa. Pocałowałam go przelotnie. – Jest piękny.
- Wiedziałem, że trafię w twój gust.
- Zawsze wiesz najlepiej – odparłam, wtulając się
w jego kurtkę. Chłonęłam jego obecność, doskonale zdając sobie sprawę z tego,
że za dwadzieścia cztery godziny przyjdzie nam się rozstać. Nie dopuszczałam do
siebie myśli, że przez ten czas jeszcze wiele może się zmienić.
Obudziłam się wczesnym rankiem. Nie mogłam spać.
Perspektywa zbliżającego się powrotu do domu napawała mnie jakimś dziwnym
rodzajem smutku. Jednocześnie cieszyłam się z tych ostatnich godzin, jakie nam
pozostały, chciałam je jak najlepiej wykorzystać, a z drugiej strony, miałam
ochotę schować się pod kołdrą i trochę sobie porozpaczać. Piłam już drugą
herbatę, siedząc na parapecie, kiedy do kuchni wszedł współlokator Kuby. Był
skacowany i od razu sięgnął do lodówki po piwo, a ja tylko pokręciłam głową,
powstrzymując się przed komentarzem. Usiadł przy stole i zaczął mi się
przyglądać.
- Dzisiaj wyjeżdżasz? – zapytał, ale
prawdopodobnie w ogóle nie interesowała go moja odpowiedź, bo natychmiast
dodał: - Co ty masz na palcu?
- Pierścionek. Dostałam od Kuby – odpowiedziałam,
udając, że jestem z tego powodu niesamowicie dumna.
- Boże. Nienawidzę zakochanych ludzi – stwierdził,
upijając łyk piwa z butelki. Patrząc na niego, zbierało mi się na wymioty. –
Nie podejrzewałem Kuby o taki krok, tak w ogóle.
- Ja też. – Zaśmiałam się. Przypomniałam sobie
jego wczorajsze słowa, tę pewność w jego oczach. Teraz jesteś moja.
- No cóż, może to przez wyrzuty sumienia. –
Wzruszył ramionami, śmiejąc się.
- Wyrzuty sumienia? – Chciałam się zaśmiać,
właściwie chyba nawet to zrobiłam, ale natychmiast zauważyłam, że na jego twarz
wkradło się napięcie. Zmieszał się i zaczął bawić się etykietką, widniejącą na
butelce z piwem. To mnie zaalarmowało.
- Tak mi się powiedziało. – Ewidentnie unikał
mojego wzroku, chociaż starał się sprawiać wrażenie rozluźnionego. Po chwili
nagle wstał, odwracając się w stronę drzwi. – Dobra, lecę, bo się spóźnię.
- Spóźnisz gdzie? Przecież wywalili cię z pracy,
całe dnie tutaj siedzisz – powiedziałam. Zeskoczyłam z parapetu, na stół
odłożyłam kubek z herbatą i podeszłam do niego. Serce zaczęło mi bić mocniej i
nagle poczułam się tak, jakbym zaraz miała zemdleć. Niepewność mnie przerażała.
To mógł być zwyczajny żart z jego strony, ale nie był, widziałam to w jego
oczach. – O co ci chodziło?
- O nic, Aga, nie doszukuj się żad…
- Powiedz mi – przerwałam mu, nie dbając już o to,
że może to wyglądać nieco głupio. Bałam się, że zaraz się rozpłaczę. On wcale
nie zachowywał się lepiej. Wyglądał tak, jakby właśnie popełnił błąd swojego
życia. Wydawał się zrezygnowany.
- Nie ma o czym mówić.
- Przespał się z kimś?- zapytałam, nim zdążyłam
się powstrzymać. Te słowa same wyszły z moich ust. Były tym, czego obawiałam
się najbardziej. Pokazały, że nigdy nie zapomniałam, że zawsze gdzieś we mnie
siedziało to, co było kiedyś. Zrzuciłam maskę szczęśliwie zakochanej
dziewczyny. Na wierzch wyszły moje obawy i lęki.
- Nie, Aga… - On też był przerażony. Być może
nawet bardziej niż ja.
- Nie umiesz kłamać – odrzekłam zupełnie spokojnym
głosem.
- Nie kłamię, nie wiem. – Westchnął, przecierając
dłońmi twarz. Potem spojrzał i zupełnie zrezygnowany powiedział: - Raz była tu
jakaś laska, ale nie wiem, Boże, nie wiem… Kurwa, przecież on mnie zabije.
- Za co miałbym cię zabić? Jesteś moim najlepszym
przyjacielem, dziubasku. – Pojawił się Kuba. Wszedł do kuchni, głaszcząc po
głowie swojego współlokatora. Potem podszedł do mnie, pocałował mnie i sięgnął
po mój kubek z herbatą, zupełnie nieświadomy dramatu rozgrywającego się w mojej
głowie.
- Sory, stary. Pogadajcie sobie.
Zostaliśmy sami. Ja i on.
- O co mu chodziło? – Kuba zmarszczył brwi, wciąż
się uśmiechając. Wyciągnął ręce, chciał żebym podeszła, żebym wtuliła się w
jego ramiona, ale ja tego nie zrobiłam. Stałam, wciąż za bardzo zszokowana,
żeby się poruszyć. Spojrzałam na niego tylko i wycedziłam:
- Jesteś takim dupkiem.
- Dupkiem, który cię kocha, to chyba dość istotny
szczegół – odparł wesoło. – Co tym razem zrobiłem?
W ogóle się nie spodziewał, myślał, że to tylko
żarty. Dopiero po chwili zorientował się, że coś nie gra. Bo ja się nie
uśmiechałam, chyba nigdy w życiu nie było mi tak daleko do uśmiechu. Patrzyłam
na niego i zastanawiałam się, czy ten człowiek, który stał przede mną to ten
sam, którego znałam wcześniej, przed jego wyjazdem, przed jego nowym życiem. I
czy ja jestem taka sama.
- Zrobiłeś to znowu? – zapytałam, oczekując od
niego szczerej odpowiedzi. Nie precyzowałam, o co mi chodzi. Jego mina
wskazywała na to, że on wiedział. Na jego twarz wkradł się strach, ale coś
jeszcze. Zmieszanie? Zaskoczenie? Miałam wrażenie, że trwa to wieczność, a tak
naprawdę to były tylko sekundy. On nie odpowiadał, ja wpatrywałam się w niego
intensywnie. I nagle poczułam, że wszelkie siły mnie opuszczają, że nie mogę
już walczyć ze sobą, z nim, z nami. O nas. – Całowałam się z kimś.
Tak. Zrobiłam to. To był kolega z poprzedniej
pracy, spotkaliśmy się kiedyś przypadkiem na mieście, a potem umówiliśmy na
piwo. Nie sami, byliśmy z kilkoma innymi ludźmi, ale potem sami
zostaliśmy, a on zawsze miał do mnie
słabość i mimo że wiedziałam do czego zmierza, nie zrobiłam nic, aby temu
zapobiec.
Kuba wyglądał, jakby dostał w twarz. Jego klatka
piersiowa poruszała się zbyt szybko, jedna ręka poszybowała w górę,
przeczesując włosy, druga do kieszeni dżinsów, gdzie trzymał paczkę papierosów.
Nie chciał na mnie patrzeć.
- Tak – powiedział w końcu zachrypniętym głosem.
- Ja też.
Cios w brzuch. Już prawie byłam na łopatkach.
- Kim ona jest?
- Nie wiem. Poznałem ją na imprezie – zaczął,
chociaż ewidentnie wolałby o tym nie mówić. – Pocałowała mnie w klubie, a potem
źle się poczuła. I ja… przyprowadziłem ją tutaj.
- Przespałeś się z nią?
- Do niczego nie doszło. Spała tylko w moim łóżku.
Pokiwałam głową. Wierzyłam mu, ale to nie
pomagało. Oboje się raniliśmy i to było najgorsze. Ciemniało mi przed oczami.
- A on? – zapytał po chwili, jakby nie do końca
przekonany, czy w ogóle chce usłyszeć odpowiedź. Ale czekał, obracając sobie
między palcami papierosa.
- Znasz go. Mówiłam ci o nim. To ten kumpel z
pracy, który do mnie pisał. – Przypomniałam sobie tą sytuację. Tą konkretną. Siedzimy
obok siebie, między nami dwa kufle z piwem. Przybliża się, widzę to i chyba
wcale nie mam na to ochoty, ale tak bardzo potrzebuję czyjejś bliskości, boję
się, że zaraz się rozpadnę. Najpierw kładzie dłoń na moim policzku, a potem
mnie całuje. I jeśli myślałam, że zastąpi mi tym Kubę, to grubo się myliłam.
Natychmiast się odsunęłam. – To było takie głupie.
Rozpłakałam się, ale on nie podszedł chociaż tak
bardzo tego potrzebowałam. Stał cały czas w tym samym miejscu i wodził
nieobecnym wzrokiem po pomieszczeniu. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego.
Nawet wtedy, kiedy błagał mnie o przebaczenie na początku naszego związku.
- To jest bez sensu – powiedziałam w końcu.
- Co?
- To. – Wskazałam rękami na nas.
- Nie ufasz mi? – Zmarszczył brwi. Widziałam, jak
bardzo się stara, mimo że to wszystko sprawiało mu cholerny ból. – Ja ci ufam.
To był tylko epizod, nic nie znaczył.
- Znaczył – wycedziłam przez łzy. – Nie widzisz
tego? Jesteśmy razem beznadziejni.
- A to nowość – odrzekł z ironią.
Pokręciłam głową. Odważyłam się spojrzeć mu w
oczy. W tej ciasnej kuchni, gdzieś w obskurnej kamienicy w centralnej dzielnicy Budapesztu podjęłam najtrudniejszą decyzję w moim życiu. Prawdopodobnie nigdy
wcześniej nie potrzebowałam go mocniej, ale właśnie to przerażało mnie najbardziej.
I to sprawiło, że zdecydowałam się podjąć właśnie taki krok. Moja usta drżały,
podobnie jak całe ciało, kiedy mówiłam mu, że to koniec. Spakowałam się
najszybciej, jak tylko potrafiłam i wybiegłam z mieszkania. Nie wiedziałam nic.
Nie byłam nawet pewna tego, czy postępuję właściwie. Bo pomimo jego błędów,
pomimo moich błędów, on był wciąż człowiekiem, którego kochałam najmocniej. Zdawałam
sobie jednak sprawę z tego, że minione pół roku było ostrzeżeniem, że lepiej
już być nie mogło. Nie w ten sposób.
Why do
you have to be so hard to love?
***
Pokomplikowałam im trochę to życie.
A ja naprawdę wciąż nie rozumiem, Dlaczego oni nigdy nie porozmawiali o tym, ze mogliby mieszkać w jednym miejscu. Nawet nie porozmawiali o wspólnym Budapeszcie. Mam nadzieje, ze zrozumieją ze te problemy tworzy nie kto inny, a oni sami
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Ale zauważyłam, że bardzo często tak w związkach jest, bo ludzie chyba nie do końca potrafią ze sobą rozmawiać.
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz... Wiedziałam, że opublikowałaś nowy rozdział parę dni temu, ale jakoś nie było mi po drodze. Wolałam pisać, niż przyjść tutaj i znowu zalać się łzami.
OdpowiedzUsuńTy cholero mała! Znowu płaczę! Nie wiem czy to chodzi o mnie, że jestem taką beksą, czy to Ty i ta historia?
Związki na odległość nie istnieją. To są dwa róże życia, których telefony i smsy nie zastąpią. Nawet w dobie whatsappa, messengera... nie. Nic nie zastąpi obecności. Zawsze w końcu wszystko się skomplikuje.
Ale ja też wierzyłam tak, jak Aga. Że jeżeli mocno się czegoś chce to to się udaje. Tylko nie przewidujemy, że mogą nadejść chwile, kiedy bliskość powoli zaczyna się ulatniać. Nie pomogą wspólne weekendy, czy spotkania raz na kilka miesięcy... Czas nie stoi w miejscu, czas biegnie.
Brawo, Aga, zrobiłaś coś z szacunku do siebie. Potrafisz stawić czoła prawdzie. Brawo.
Czy chcę ich razem? Chyba nie. Bo jak się kocha, to się razem jest. A tutaj...?
<3