Kupiliśmy
ten dom. A właściwie to on go kupił. To był mój prezent urodzinowy, który
faktycznie mnie uszczęśliwił, ale byłam pewna, że on też był zadowolony. Ciągle
mówił o przeprowadzce, niemal codziennie obchodziliśmy sklepy meblowe w
poszukiwaniu tych idealnych do naszych aranżacji. Zapomniałam o tobie. Znów.
Pojawiłeś się na chwilę, namąciłeś mi w głowie na parę dni, ale na szczęście
dość szybko zniknąłeś. Nie mogłam o tobie myśleć, nie chciałam, dlatego nawet
nie odczytałam wiadomości od ciebie, którą zastałam na facebooku zaraz po
powrocie do mieszkania – „Wszystkiego najlepszego, Olka”. Trzydzieste urodziny.
Dla
ciebie to nie było takie ciężkie? Nie bałeś się powrotu? Wiem, że nasza relacja
była dość luźna, właściwie bardzo przyjemna, ale nie czułeś czasami tej pustki?
Przygnębienia, bo to co było nie sprostało twoim oczekiwaniom? Ja ciągle to odczuwałam. Mając cię obok, cały czas myślałam o tym, co będzie, kiedy cię
stracę. W końcu straciłam i to było straszne, ale także wyzwalające, ponieważ
pozbywając się ciebie, pozbyłam się strachu. Nie bałeś się, że nasze ponowne
spotkanie może rozpętać burzę? Właśnie dlatego nie lubię zostawiać spraw
niedopowiedzianych. Niezakończonych. Bo gdybym ci powiedziała o moich uczuciach
sześć lat wcześniej, pewnie teraz nie byłoby we mnie już nadziei. I tęsknoty.
Byłoby tylko coś w rodzaju żalu, że nie skończyło się tak, jak chciałam, ale
miałabym świadomość, że w ogóle się skończyło. A teraz nasza sytuacja była
otwarta. I mogło wydarzyć się wszystko. Sama nie wiedziałam, do czego byłam
zdolna. Nic nie wiedziałam.
Ale
nie zaprzątałam sobie tym głowy, przynajmniej nie przez następne dwa miesiące.
Urządzaliśmy dom, byliśmy na fantastycznych wakacjach, nie miałam więc nawet
czasu pomyśleć o tobie. Chociaż czasem, na przykład kiedy widziałam jakiegoś
wyjątkowo pięknego psa, przypominałam sobie o tobie – bo ty uwielbiałeś psy.
Były rzeczy, które kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z tobą, i to nigdy miało
się nie zmienić. Karol nie lubił zwierząt, nie mogłam więc zachwycać się razem
z nim słodkimi pieskami. Wyobrażałam więc sobie twoje reakcje, twoje dłonie
głaszczące grubą sierść, twoje uśmiechnięte usta. I na moment ogarniał mnie
sentyment.
A
potem znowu się pojawiłeś. Było deszczowe, wrześniowe popołudnie, kiedy ze
znudzeniem przemierzałam katowickie ulice, niosąc ze sobą kilka toreb z
zakupami. Nie zauważyłabym cię, gdybyś mnie nie zatrzymał. Minęliśmy się,
złapałeś mnie za ramię, z którego zsunęła się torebka.
-
To znowu ty – powiedziałeś, uśmiechając się szeroko. Ja nie byłam taka wylewna.
Pozwoliłam sobie na nieśmiały uśmiech, bo wewnątrz znowu pojawiło się to
uczucie, które mnie obezwładniało.
-
I ty – odparłam. Patrzyłam na ciebie badawczym wzrokiem, próbując porównać
mężczyznę stojącego przede mną, z chłopakiem, którego znałam kiedyś. – Jakoś
nie mogę cię rozpoznać w tych okularach. – Wskazałam ręką na grube oprawki
znajdujące się na twoim nosie.
-
A ty w ogóle się nie zmieniłaś – stwierdziłeś. Malutkie krople deszczu spadały
na ciebie, osiadały na twoich włosach i mieniły się jak małe kryształki. –
Dalej pytają cię o dowód, jak próbujesz kupić alkohol?
-
Nie, nie widzisz tych zmarszczek? – odrzekłam. Spojrzałam w górę. Zaczynało coraz mocniej
padać.
-
Robisz coś konkretnego? – zapytałeś, jakbyś czytał mi w myślach. – Właśnie
wracam ze spotkania i właściwie teraz mam już wolne, więc może skoczylibyśmy
gdzieś na kawę? Bo chyba nie będziemy tu stali w tym deszczu?
Wahałam
się, pewnie to zauważyłeś. Bo po co to zaczynać? Po co wchodzić drugi raz do
tego samego bagna? Ale potem pomyślałam sobie, że jestem przecież dorosłym,
dojrzałym człowiekiem. Ludzie czasem chodzą ze sobą na kawę i to nic nie
oznacza. Po prostu rozmawiają, spędzają dość miło czas. I ja chyba też miałam
taki plan. Mimo wszystko, umierałam z ciekawości, jak sobie to życie
poukładałeś. Chociaż wydaje mi się, że gdybym usłyszała, że masz piękną żonę i
dwójkę cudownych dzieci, nie do końca byłabym usatysfakcjonowana.
-
Okej – odparłam. – Ale jestem strasznie głodna, więc chodźmy do Maka.
Poszliśmy.
McDonald na Stawowej był oddalony zaledwie o parę kroków. Usiedliśmy na
piętrze, otoczeni przez chmarę licealistów kończących lekcje w pobliskiej
szkole. Czułam się, jakbym była w innej skórze. Poszedłeś złożyć zamówienie, a kiedy
wróciłeś z tacą pełną jedzenia i dwoma kubkami kawy, nie mogłam przestać się
uśmiechać. Było coś w tym naszym spotkaniu… coś niewinnego, jak pierwsza randka
nastolatków.
-
Kiedyś, jeśli już proponowałeś spotkanie, to zawsze piwo. Teraz kawa.
Dojrzałeś, czy mi się wydaje? – zapytałam, śmiejąc się. Ty też byłeś zadowolony.
Widziałam to w twoich oczach. Wgryzałeś się w cheeseburgera i patrzyłeś na
mnie, a ja uświadamiałam sobie, jak bardzo chciałabym się cofnąć o te sześć lat
i jeszcze pożyć tym moim nieodpowiedzialnym, trochę zwariowanym życiem. Z tobą.
-
Nie – pokręciłeś głową. – Po prostu jestem samochodem. W innym wypadku
zaproponowałbym piwo, to akurat się nie zmieniło. Piwo jest nadal drugą
największą miłością mojego życia.
Chciałam
zapytać, co jest pierwszą. Kto jest pierwszą. Ale nie zapytałam. Powiedziałbyś,
że jedzenie. Albo po prostu sernik. Taki już byłeś. Nigdy nie dawałeś łatwych
odpowiedzi, może właśnie dlatego tak bałam się okazać ci wtedy jakiekolwiek
uczucia. Bałam się, że nie otrzymam na nie jasnej odpowiedzi, a tylko takiej
potrzebowałam.
-
Jak się mieszka w nowym domu? – zapytałeś, upijając łyk gorzkiej kawy. Ofiarnie
podarowałeś mi wszystkie swoje saszetki z cukrem. Jak zawsze, jak kiedyś.
-
Super! – powiedziałam. – Jest już prawie w całości urządzony, a z niektórymi
rzeczami czekam na Karola. Poleciał teraz na pół roku do Stanów, więc radzę
sobie sama z wyborem wszystkiego. Ale to mój żywioł, więc nawet mi to nie
przeszkadza. Przynajmniej nie każe mi pomalować ściany w sypialni na
pomarańczowy kolor.
-
Do Stanów? Łał. I zgodziłaś się na tak długi wyjazd?
Wzruszyłam
ramionami.
-
To była wielka szansa, wiesz jak jest… - Tylko taką miałam odpowiedź.
Oczywiście, że się zgodziłam, bo jakie miałam prawo dyktować mu jakiekolwiek
warunki, kiedy właściwie utrzymywał nas oboje?
-
Czym on właściwie się zajmuje? -
Zmarszczyłeś brwi. Wyglądałeś, jakbyś naprawdę był tym zainteresowany. Jakby
naprawdę ciekawiło cię moje nudne życie.
-
Nie umiem o tym mówić, to same skomplikowane rzeczy. – Skrzywiłam się, a ty się
zaśmiałeś. – Chodzi o urządzenia medyczne. Karol je testuje i udoskonala, w
taki sposób, żeby były jak najbardziej przydatne do badań.
-
Brzmi bardzo mądrze. A ty?
-
Co ja? – Uniosłam brwi. Wiedziałam o co pytałeś, ale chciałam jak najbardziej
odłożyć w czasie konieczność odpowiedzi na to pytanie.
-
Co robisz? Pracujesz dalej w tej firmie, co wcześniej? – To nie było z twojej
strony nachalne, nie. Po prostu byłeś ciekawy. Ale nie czułam się z tym
komfortowo. Może dlatego, że nie czułam się specjalnie komfortowo z moim
życiem, nie wiem. Wiedziałam po prostu, że nie będziesz tego pochwalał.
-
Nie, już nie. Ale pracowałam tam przez siedem lat.
-
A teraz?
-
Teraz urządzam dom. Karol stwierdził, że lepiej, żebym nie pracowała. Że nie
muszę. A szczególnie nie tam. No więc się zwolniłam – powiedziałam to na jednym
wydechu, a potem bałam się spojrzeć w twoje oczy, bo wiedziałam, że
zobaczyłabym w nich zawód. Taki sam, jaki widziałam w swoich oczach codziennie
rano.
-
A tobie to pasuje? Lubiłaś przecież swoją pracę, pamiętam, że…
-
Tak, lubiłam, ale dużo rzeczy się zmieniło, nie sądzisz? – przerwałam ci, może
trochę zbyt ostro. – A ty? Kiedyś zajmowałeś się nieruchomościami komercyjnymi,
w życiu bym się nie spodziewała, że spotkam cię podczas zakupu domu.
-
To był taki jednorazowy strzał. Kumpel powiedział mi, że ma znajomego, któremu
zależy na kimś zaufanym, kto nie wciska kitu. Oto jestem. – Uśmiechnąłeś się
blado.
-
Masz kogoś? – Nie mogłam się powstrzymać.
-
Tak, narzeczoną. Ślub w czerwcu – odparłeś z dumą. Wyobrażałam sobie długonogą
blondynkę. Piękną. Delikatną. W śnieżnobiałej sukni. I ciebie. W
ciemnogranatowym garniturze, białej koszuli, z muszką pod szyją. Szczęśliwego.
-
Boże. Nigdy nie wyobrażałam sobie ciebie z nikim… - Chciałam powiedzieć „z
nikim innym”. Z nikim innym, niż ja. – To znaczy, zawsze uwielbiałeś być wolnym
strzelcem, a teraz ślub, zaangażowanie, to wszystko…
Pokiwałeś
głową ze śmiechem.
-
Wiem – rzuciłeś. – Dla mnie też jest to zaskoczeniem.
Pomyślałam
o tym, jak zareagowałaby dawna ja na te słowa. Dawna ja rozpaczałaby przez
najbliższe pół roku, że to nie ona jest tą, którą wybrałeś. Obecna ja nie czuła
nic. Ja też nie wybrałam ciebie.
-
Nie obejrzymy się, a zostaniesz ojcem.
-
To chyba nie nastąpi tak szybko, tak myślę. A jak duże są wasze dzieci? Grają
już w piłkę?
-
Nie mamy dzieci – odrzekłam.
-
Myślałem, że… twój mąż mówił coś o pokojach dla dzieci, jak oglądaliście dom –
plątałeś się.
-
No tak, bo planujemy. Jak najszybciej. – Uśmiechnęłam się blado.
Rozmawialiśmy
o wszystkim, zgrabnie omijając drażliwe tematy, które poruszyliśmy na samym
początku. Nie naciskałeś. Szczególnie w sprawie pracy. Troszkę mnie jednak
zdążyłeś poznać, wiedziałeś więc, że nie do końca satysfakcjonuje mnie obecna
sytuacja, ale nie starałeś się wejść z brudnymi butami w moje życie i nagle
wszystko zmieniać. Bo to było moje życie. Dlatego rozbawiałeś mnie do łez
swoimi żartami i opowieściami o naszych dawnych znajomych. Jak zawsze.
Tematem tabu byliśmy my. Nasza znajomość, nasza relacja. Ani razu nie zeszliśmy
z wytyczonych torów i całkowicie mi to odpowiadało. Przesiedzieliśmy w
McDonaldzie trzy godziny. Kiedy wyszliśmy, na zewnątrz było już ciemno.
Odwiozłeś mnie do domu, nie pytając o adres. Przytuliłeś na pożegnanie. A ja
myślałam, że zaraz znowu zapomnę, bo ciebie nie będzie.
Ale
byłeś. Co jakiś czas odzywałeś się na facebooku, wysyłając mi jakiś zabawny
filmik, albo coś, co było związane tylko z nami. Pisałeś, gdy oglądałeś mecz,
bo kiedyś robiliśmy to razem. Pisałeś, gdy ci się nudziło. Nie spotykaliśmy
się, ale cały czas utrzymywaliśmy kontakt. Miałam wrażenie, że chcesz się
kurczowo trzymać tej znajomości, ponieważ daje ci ona odskocznię od
codzienności, od dorosłego życia. Chciałbyś wrócić, prawda? Ja też. Czasem
chciałabym wrócić do tych zwariowanych czasów. Może nie beztroskich, bo jednak
mieliśmy swoje obowiązki, ale na pewno łatwiejszych. Wtedy jeszcze można nam
było marzyć. Teraz to, co wymarzyliśmy było spalone.
Chciałabym
móc powiedzieć, że twój powrót mną nie wstrząsnął, że oprócz tego iż zyskałam
nowego-starego przyjaciela, niewiele się w moim życiu zmieniło. Prawda była
jednak taka, że zmieniło się prawie wszystko. Budziłam się z uśmiechem, z nową
energią. Chciało mi się działać, chciało mi się żyć. Już nie przeszkadzało mi
to, że Karol był tak daleko, już nie czułam się taka samotna. Postanowiłam
zająć się sobą i tym, czego ja chcę, dlatego zaczęłam projektować nadruki na
ubranka dziecięce. Niby nic wielkiego, ale od zawsze marzyłam o podobnym
zajęciu, a kiedy pracowałam na etacie, nigdy nie potrafiłam znaleźć czasu i
chęci, żeby faktycznie swoje pomysły wcielić w życie. Wspominałam o tym
Karolowi, bardziej jak o hobby, niż jak o pracy i wydawał się zadowolony. Ty
byłeś dumny. To ty mnie do tego skłoniłeś, twój zawód w oczach. Nie chciałam,
żebyś patrzył na mnie jak na ofiarę, jak na porażkę i dlatego to zrobiłam. Dla
siebie, ale też dla ciebie. Byłeś moją inspiracją.
Były
jednak także złe strony naszej znajomości. Za bardzo się angażowałam – znowu.
Nie potrafiłam tak po prostu, zupełnie na luzie o tobie myśleć. Wypełniałeś
każdy mój dzień, nawet jeśli w ogóle się nie kontaktowaliśmy. Na własne
życzenie po raz kolejny wchodziłam do tej samej rzeki, doskonale zdając sobie
sprawę z tego, gdzie pociągnie mnie nurt. Czułam się poniekąd jak ta młoda
dziewczyna, która przeżywała swoje pierwsze zawody miłosne. Czułam się
dokładnie tak, jak wtedy. To dziwne uczucie w klatce piersiowej, ciągłe
oczekiwanie – ale na co? Nie mam pojęcia, na co czekałam. Aż mnie opuścisz? Nie
byłeś przy mnie, więc nie było o tym mowy. Aż mnie pokochasz? To nie miało
znaczenia, ponieważ miałam męża. A Ty narzeczoną. Aż we mnie wypali się to
destrukcyjne uczucie do ciebie? Może właśnie na to czekałam. Bo takie było
jedyne prawidłowe rozwiązanie.
***
Następny będzie szybciej. Jakoś idealnie mi się z tym zgrywa soundtrack z Broadchurch. I ta okropna pogoda za oknem.
Ona chyba żyje wyobrażeniami, ktore w ogole mogą nie byc prawdziwe. A Karol chyba za bardzo dyktuje jej życiem.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy
Istnieją takie miłości, które idealizujemy od samego początku. Wierzymy, że to ten jeden jedyny, ojciec dzieci i osoba, która zbuduje nam ciepły i bezpieczny dom. Patrzymy przez różowe okulary... czasem zbyt długo, czasem zbyt naiwnie. A gdy nagle się ta miłość kończy końcem na który nie do końca jesteśmy gotowi, zaczynamy gdybać.
OdpowiedzUsuńMogą minąć miesiące, lata, ale gdy jeszcze raz przyjdzie nam skonfrontować się z tą osobą, te wyobrażenie wróci. I zastąpi wszystkie powody, dla których już razem nie jesteście.
Ciężko jest spojrzeć na świat realistycznie... Ola powinna to zrobić, bo Bartek może co najwyżej jej życie przewrócić do góry nogami...
Z drugiej strony, Karol? Karol nie jest tym jedynym. Żaden z nich nie jest. Jeden zamyka w klatce, drugi jest tylko wyobrażeniem.
Czekam by się przekonać czy mam rację, czy też może wymyśliłaś coś całkiem innego tym razem. <3