środa, 26 kwietnia 2017

B&O: 3

Trzydzieste urodziny Gośki przypadały na połowę października. Przez te kilka lat mojego związku z Karolem upiłam się dwa razy, w tym tylko raz przy nim. Był wtedy strasznie wkurzony, ale chyba przestał być, kiedy zaciągnęłam go do łóżka. Karol nie był typem imprezowicza, ale ja właściwie też nie, dlatego w ogóle mi to nie przeszkadzało. Ja po prostu raz na jakiś czas lubiłam się zresetować, wybawić tak, żeby mieć dość na najbliższy rok. I właśnie miałam okazję – Karol wciąż był w Stanach, a Gośka urządzała imprezę w swojej kawalerce w centrum miasta. Było tam ciasno, duszno, ale poczułam się jak za dawnych, studenckich czasów, kiedy nie musiałam się martwić tym, że mąż czeka na mnie w domu i nie wypada mi wypić jednego drinka za dużo. Nie przejmowałam się niczym. Pochłaniałam to, co podstawiali mi pod nos znajomi, szczęśliwa, że nikt nie obejmuje mnie cały czas ramieniem, nie szepcze mi do ucha, że moglibyśmy iść do domu, nie oczekuje, że będę się zachowywać. Śmiałam się z siebie i koleżanek, które rozmawiały tylko o obiadkach, pieluchach, laktatorach i monotonnym życiu seksualnym. Na tę jedną noc, o której Karol miał się nigdy nie dowiedzieć, chciałam być znowu dwudziestoczteroletnią dziewczyną, która ma przed sobą całe życie, której plany wciąż są możliwe do zrealizowania. Żądną przygód, szaloną i zabawną, roześmianą. Nie byłam nią od bardzo długiego czasu.
Duża część naszej ekipy zmyła się do domu w okolicach dwudziestej drugiej – były to młode pary śpieszące się do swoich małych dzieci. Zazwyczaj i ja należałam do tej grupy, ulatniając się z Karolem pod pretekstem zmęczenia. Nie tym razem. Z drinkiem w ręku żegnałam swoich znajomych, aż w końcu zostaliśmy we czwórkę – ja, Gośka i dwóch naszych licealnych kumpli, którzy zaproponowali wyjście na miasto. Jako pierwsza wyraziłam gotowość do wyjścia, chcąc zaspokoić swój głód wrażeń. Naprawdę potrzebowałam odskoczni od rzeczywistości, nawet jeśli miało to znaczyć, że potem będę siedziała z głową w kiblu z powodu nadmiernej ilości wypitego alkoholu. Poszliśmy więc na Mariacką, gdzie roiło się od młodzieży – z klubów i barów wylewali się ludzie, do każdego wchodziliśmy więc na jednego drinka albo szota, a następnie się zmywaliśmy. Byłam naprawdę okropnie pijana. Ale szczęśliwa. I wtedy, gdzieś między Ministerstwem a Pijalnią, między truskawkowym kamikaze a alkoholowym monte, złapałeś mnie ty.
- Olka! – krzyczałeś. Nie mogłam uwierzyć, że rozpoznałeś mnie w ciemności. Chociaż ja rozpoznawałam cię w każdym mijanym mężczyźnie tej nocy. W każdym chciałam widzieć ciebie. Nie mojego męża, który spokojnie egzystował na drugim końcu świata, a ciebie. Taka byłam głupia.
- O Boże, to znowu ty! – odpowiedziałam, też krzykiem. Nie potrafisz sobie wyobrazić, jak bardzo byłam szczęśliwa, że cię widzę. Tej nocy uszczęśliwiało mnie wszystko, ale twój widok to było to – chyba na to podświadomie liczyłam, kiedy wychodziliśmy z mieszkania Gośki.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałeś. Miałeś za sobą dwój kumpli. Jednego kojarzyłam z twoich opowieści, drugi był mi całkowicie obcy.
- Gośka ma dzisiaj urodziny! – odparłam. Mówiłam tym piskliwym, radosnym głosikiem, którego używały podekscytowane nastolatki. Wskazałam na Gośkę, która już obściskiwała się z jednym z naszych kolegów, Pawłem. Między nimi wszystkie imprezy kończyły się w ten sposób, dlatego zawsze namawiałam ją, żeby wreszcie zaczęli się traktować poważnie. Nigdy nie skutkowało. – Pamiętasz ją?
- Nie za bardzo – przyznałeś. – Ale złóż jej życzenia ode mnie.
Czy ona cię pamiętała? Na pewno. Kiedyś ciągle o tobie mówiłam, byłam cholernie męcząca. Gdyby tylko usłyszała, że odnowiliśmy kontakty, dostałaby palpitacji. Albo zaczęłaby się śmiać, że jednak nie jestem taka idealna, na jaką wyglądam. Ale ja przecież nie robiłam nic złego. W naszej znajomości nie było nic nieprawidłowego, prawda? Nie wtedy. Rozmowa to nie zdrada, nikt mi tego nie wmówi.
- Jak nie zapomnę – powiedziałam. – Jestem trochę pijana, ale co tam… Karola nie ma, to mogę. Nie mów mu tego. Chociaż pewnie już nigdy się nie spotkacie. Nieważne. A ty co robisz?
Słowa wypływały z moich ust z zadziwiającą prędkością. Gdybym była trzeźwa, obiecałabym ci, że złożę Gośce życzenia i grzecznie bym się pożegnała. Zamiast tego zaczęłam mówić wszystko, co przyszło mi do głowy. Ty się uśmiechałeś. Boże, jak ja tęskniłam za tym twoim uśmiechem. Czasem cholernie cię nienawidzę za to, że nigdy tak naprawdę nie starałeś się o to, żeby ta znajomość przetrwała. Może ja wtedy chciałam poczuć się jak księżniczka? Chciałam, żebyś walczył o mnie. Chciałam, żebyś mnie zdobył.
- Jestem z kumplami, bez okazji – odrzekłeś. Twoi znajomi zniknęli, nie było ich już za tobą. Do mnie właśnie podchodziła Gośka. Szła niepewnym krokiem i patrzyła na ciebie podejrzliwie.
- Olka, kurwa, nie mów, że… - mówiła, robiąc wielkie oczy. Pokręciłam głową, nie chcąc dopuścić, żeby kontynuowała. Chyba zrozumiała, bo kiwnęła głową i powiedziała: - Będziemy w Pijalni, jak coś.
Przestępowałam z nogi na nogę, bo robiło mi się zimno, a ja nie chciałam się z tobą rozstawać, nie. Ty chyba ze mną też, bo zaproponowałeś, żebyśmy poszli razem do Pijalni. Wypijemy razem jednego drinka i potem wrócę do kumpli – tak powiedziałeś. Poszliśmy więc, wypiliśmy dwa drinki, a potem zrobiło mi się trochę słabo, bo w lokalu panował tłok i duchota. Trzymając mi rękę na ramieniu, wyprowadziłeś mnie na zewnątrz i tak staliśmy.
- Przestałeś palić? – zapytałam, bo przypomniało mi się, jak za każdym razem po wyjściu z baru sięgałeś do kieszeni spodni i zapalałeś papierosa. Nawet to mi w tobie wtedy nie przeszkadzało, mimo że nienawidziłam fajek.
- Tak, już dawno – odpowiedziałeś.
Marszczyłeś brwi, jakbyś usilnie się nad czymś zastanawiał. Dochodziła północ, a Mariacka żyła pełnią życia. Zewsząd dochodziły odgłosy zabawy, tu ktoś krzyczał, tam śpiewał, z jednej strony dwie osoby próbowały nieść pijanego kolegę, a z drugiej tanecznym krokiem szła zakochana para. Czułam się już lepiej i zaproponowałam, żebyśmy z powrotem weszli do środka, bo robiło się zimno, ale ty nie zareagowałeś. Wpatrywałeś się intensywnie w jakiś punkt, w kałużę na chodniku, albo cień latarni, nie wiem. Miałeś pusty, zamyślony wzrok.
- Pamiętasz, jak próbowałem cię pocałować w tamtej bramie? – wydusiłeś z siebie wreszcie, wskazując na przeciwległy budynek. Serce podeszło mi do gardła. Och, tak, pamiętałam. – Dlaczego mnie wtedy odepchnęłaś?
Zaśmiałam się. Nie chciałam tego zrobić, ale nie mogłam się powstrzymać. Pamiętałam doskonale tę sytuację. Wyszłam z tobą na papierosa, opierałam się o ścianę i przebierałam nogami, bo było okropnie zimno. Ty dopalałeś fajkę i drażniłeś się ze mną, a w końcu podszedłeś bliżej niż zwykle i nachyliłeś się nade mną, przybierając ten swój wyraz twarzy faceta, który doskonale wiedział, czego chce. Ja też tego chciałam. Boże, jak bardzo tego chciałam. Nachylałeś się, z każdą sekundą byłeś coraz bliżej i kiedy wreszcie poczułam, jak muskasz moje wargi… wtedy się odsunęłam. Położyłam rękę na twojej klatce piersiowej i powoli odeszłam, walcząc z samą sobą, żeby nie rzucić ci się na szyję. A potem przez całą noc płakałam.
- Dlaczego? Bo nie chciałam być kolejną dziewczyną, o której mógłbyś opowiadać. Wiedziałam, że dla ciebie to tylko zabawa, ale dla mnie nie było w tym nic zabawnego. Gdybym pozwoliła ci się pocałować, pozwoliłabym też zaciągnąć się do łóżka, bo wtedy zrobiłabym dla ciebie wszystko. A znając ciebie, potem nawet byś się nie odezwał. A gdybyś jednak się odezwał, nigdy byś o tym nie wspomniał. – Przygryzłam wargi. Mój pijacki nastrój gdzieś się ulotnił. Spojrzałam na tę bramę, w której wtedy staliśmy i łzy zaczęły zbierać mi się w oczach. – Właśnie dlatego.
Kręciłeś głową, jakbyś nie mógł uwierzyć.
- Nigdy bym nie… - zacząłeś.
- Daj spokój – przerwałam ci. Machnęłam ręką, chcąc pokazać, jak bardzo mnie to już nie dotyczy. Problem jednak tkwił w tym, że zaczynało mnie to dotyczyć na nowo, czy tego chciałam, czy nie. – Nie wiem, po co w ogóle zaczynasz. To stare czasy, nie ma to już znaczenia. – Mogłabym przysiąc, że słyszałam, jak mówisz pod nosem „Dla mnie ma”. – Spadam do domu, zrobiło się późno.
Zerwałam się z miejsca.
- No tak, Karol pewnie sprawdza cię nocnymi telefonami, co?
- Co, kurwa? – Zatrzymałam się, stając dokładnie naprzeciwko ciebie. Jakiś chłopak, który właśnie przechodził obok, popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem. – Masz z nim jakiś problem?
- Ten koleś jest jakiś nienormalny! – wykrzyknąłeś. – Nie widzisz, że on cię tłamsi? Kurwa, kiedyś byłaś naprawdę petardą. Może nie miałaś najlepszej pracy, ale nie mogłaś usiedzieć w miejscu i lubiłaś to. A teraz? Mam wrażenie, że patrzę na kogoś innego w twojej skórze, że…
- Przestań – powiedziałam. Byłam pewna, że tym razem nie uda mi się powstrzymać łez. – Nie masz prawa.
- W sumie racja. – Rozłożyłeś ręce. – Już dawno o tym zadecydowałaś.
Odwróciłam się na pięcie i weszłam z powrotem do lokalu. Powiedziałam Gośce, że zmywam się do domu, a ona tylko pokiwała głową. Nie byłam do końca pewna, czy dotarło do niej cokolwiek, ale wtedy się tym nie przejmowałam. Chwyciłam torebkę, mocniej otuliłam się szalikiem i wyszłam. W dłoni trzymałam już telefon, żeby móc zadzwonić po taksówkę. Ty nadal stałeś w miejscu, w którym cię zostawiłam.
- No dobra, jedno na pewno się nie zmieniło, ciągle lubisz podejmować pochopne decyzje – powiedziałeś żartobliwym tonem, próbując mnie zatrzymać. Złapałeś mnie za ramiona, a ja nawet nie miałam siły się wyrwać. A może wcale nie chciałam. Byłam wściekła, na ciebie i na siebie. Kręciło mi się w głowie i nie byłam pewna, czy to ze złości, czy z powodu wypitego alkoholu.
- To nie była pochopna decyzja. – Że też przyszło nam o tym mówić. W tym miejscu, w tym czasie. Oczywiście, że uważałam, że moja decyzja była pochopna, ale nie mogłam tego przed tobą przyznać. Chciałam, żebyś widział, jak świetnie sobie poradziłam bez ciebie. Jak nie pozostało we mnie nic z tego uczucia, którym cię darzyłam. Nieważne, że to wszystko były kłamstwa. Nieważne. – Tak było lepiej.
- Dla ciebie.
- Tak, dla mnie. A dla ciebie bez różnicy. – Nie mogłam patrzeć ci w oczy, więc patrzyłam wszędzie, gdzie nie było twojej twarzy.
Kątem oka zauważyłam jednak, że uniosłeś brwi. Potem je zmarszczyłeś i westchnąłeś, jakbyś dał za wygraną. Jakaś część mnie miała nadzieję na to, że zaprzeczysz. To by dowodziło tylko o mojej winie – że ja to zniszczyłam, ja się poddałam – ale mogłabym z tym żyć, wiedząc jednocześnie, że to nie był tylko mój wymysł, że faktycznie między nami coś się rodziło.
- Chodź, zaprowadzę cię na postój taksówek – powiedziałeś tylko.
Nie wiedzieć czemu, posłuchałam. Szliśmy w ciszy, ramię w ramię i nie opuszczało mnie przeczucie, że to nasze małe pożegnanie. Że tak samo jak szybko i niespodziewanie nasza znajomość się odrodziła, tak umrze i zostanie zapomniana. Troszkę za szybko dotarliśmy do postoju, troszkę za szybko przyszło się nam rozstawać. Co miałam ci powiedzieć? Że żałuję? Żałuję i tego, że sześć lat temu się poddałam, i tego, że teraz na nowo rozbudziłam w sobie nadzieję. Bo żadnej nadziei nie powinno być. Ja nie byłam tą samą dziewczyną, a ty nie byłeś już tym chłopakiem. Byliśmy dwójką obcych sobie ludzi, których łączyła tylko transakcja kupno-sprzedaż dużego domu z ogrodem na przedmieściach Katowic. To wszystko.
- No to… cześć – powiedziałam.
- Tak. Cześć.
Wsiadłam do samochodu, zamknąłeś za mną drzwi. Przywitał mnie miły, lekko znudzony pan po czterdziestce. Na szczęście nie był zbyt rozmowny. Ja już też nie.


1 komentarz:

  1. Obiektywnie rzecz biorąc, istnieje spora szansa, ze to nasza narratorka zachowała sie w przeszłości tak, ze przekreśliła szanse na związek. W końcu go odepchnęła, to dość wyraźny sygnał, a nikt nie czyta nikomu w myślach... nie zakończyli tego oboje i chyba bedzie ich to meczyc, dopoki tego wreszcie nie rozwiążą.
    Niezależnie od tego myślę, ze on ma rację-Karol nie jest dla niej

    OdpowiedzUsuń