Kiedy
weszłam do ciemnego, pustego domu, od razu skierowałam się pod prysznic, po
drodze włączając muzykę najgłośniej jak się dało. Brakowało mi Karola, ale w
tamtym momencie nienawidziłam go najbardziej na świecie za to, że wyjechał.
Żałowałam tego, że chciałam się przez ten jeden wieczór poczuć jak nastolatka. Nie
byłam nią. Nie pozostało we mnie już nic z szaleństwa. Uświadomiłam sobie, że
wolałabym wrócić do domu po dwudziestej drugiej i zasnąć w ciepłych ramionach.
Zamiast tego upiłam się i teraz w przydługiej koszulce i majtkach, siedziałam
na kanapie, objadałam się lodami i trochę popłakiwałam nad naszym losem,
jednocześnie próbując obejrzeć Jeden
Dzień. Nie mogłam zasnąć, czułam się jeszcze zbyt pijana. Właśnie dlatego
początkowo nie zwróciłam uwagi na dźwięk dzwonka do drzwi. Muzyka wtedy już nie
grała, a mnie wydawało się, że po prostu się przesłyszałam. Jednak za trzecim
razem byłam już zmuszona przyznać, że ktoś dobija się do moich drzwi. Zerwałam
się na równe nogi i spojrzałam na zegarek. Było po pierwszej. Niewiele osób
znało mój nowy adres – tylko Gośka i moi rodzice, no i oczywiście ty. Nie
podejrzewałam, aby Gośka postanowiła złożyć mi nocną wizytę – prawdopodobnie
leżała w łóżku owinięta wokół Pawła. Rodzice chodzili spać o dwudziestej drugiej,
od razu ich wykluczyłam. Byłam więc pewna, że to ty lub jakiś pijany człowiek, któremu takie nocne kawały wydają się
niesamowicie zabawne.
Kiedy
szłam do drzwi, cała się trzęsłam. Chyba dlatego, że już wiedziałam. Po prostu
to czułam. Przechodząc przez korytarz, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze –
włosy niedbale spięte w kok na czubku głowy, rozciągnięta koszulka ledwo
zakrywająca tyłek, kapcie-pandy na stopach i podkrążone od płaczu oczy. Nie
mogłam wyglądać gorzej, ale jakoś wtedy zupełnie
się tym nie przejmowałam. Podeszłam do drzwi i po prostu je otworzyłam, nie
patrząc kto za nimi stoi. Byłam taka naiwna i to mogło mnie zgubić. Bo co bym
zrobiła, gdyby okazało się, że stoję twarzą w twarz z gwałcicielem, złodziejem
albo mordercą? Wtedy czułam się jednak na tyle zdruzgotana, wyprana z uczuć, że
w ogóle nie myślałam o tym, co mogłoby się stać. Przekręciłam zamek, nacisnęłam
na klamkę i stanęłam przed tobą. Uderzył mnie powiew mroźnego, jesiennego
powietrza i twój zapach. Nie uśmiechałeś się, ale nie byłeś też do końca
poważny. Twoje wargi zadrżały, kiedy dostrzegłeś moje kapcie. Nie pytając o
pozwolenie, przekroczyłeś próg i zamknąłeś za sobą drzwi. Cały czas czekałam,
aż coś powiesz, bo nie miałam żadnych wątpliwości – bardzo chciałeś coś powiedzieć.
-
Z tego natłoku słów, które padły dzisiaj z twoich ust, udało mi się zapamiętać,
że nienawidzisz nocy w tym domu, bo jesteś w nim sama, a on jest ogromny,
ciemny i straszny – odezwałeś się w końcu. Miałeś drżący głos. Niepewny. Nie
jestem pewna, czy kiedykolwiek cię takim widziałam. – Więc jestem.
Nie
pamiętałam, żebym o tym mówiła. Ale mówiłam tyle i w takim tempie, że niektóre
rzeczy mogły mi umknąć. Przeszedłeś przez przedpokój, wcześniej ściągając
kurtkę i buty. Szłam za tobą, nie za bardzo wiedząc, co powinnam zrobić.
Ucieszyć się? Nie czułam nic. Tylko ciepło. Nagle ogarnęło mnie przeraźliwe
ciepło.
-
Masz jakiś film? – zapytałeś. Też byłeś pijany. A ja powoli trzeźwiałam.
-
Mam gin i tonik – odpowiedziałam.
Zaśmiałeś
się. Ja też. Staliśmy naprzeciwko siebie i śmialiśmy się. Potem piliśmy gin z
tonikiem, oglądaliśmy głupie filmiki na youtube, przeglądaliśmy profile naszych
starych znajomych na facebooku i rozmawialiśmy. Wtedy pomyślałam sobie, że
naprawdę moglibyśmy po prostu ciągle rozmawiać i śmiać się, być najzwyklejszymi
przyjaciółmi, którzy się uwielbiają i poniekąd nie mogą bez siebie żyć. I być
może nadal trwałabym w tym przekonaniu, gdybym nie zorientowała się, że trzymam
nogi na twoich nogach, a ty bawisz się palcami mojej dłoni i że jesteśmy
naprawdę zbyt blisko siebie. Zbyt blisko. Nie, nie mogliśmy po prostu być
przyjaciółmi.
Pomyślałeś
chyba o tym samym, ponieważ zesztywniałeś i puściłeś moją dłoń. Głowę
odwróciłeś w przeciwną stronę, jakby nagle zainteresowała cię pusta ściana.
Znów, podobnie jak wtedy przed Pijalnią, przybrałeś ten wyraz twarzy – wyraz
całkowitego skupienia, bolesnego zrozumienia.
-
Nie jesteś szczęśliwa, co?
Jak
miałam ci powiedzieć, że byłam zanim
wróciłeś do mojego życia? Jak miałam ci powiedzieć, że razem z twoim
pojawieniem się, wszystko się popieprzyło? Niczego już nie byłam pewna, a
najbardziej siebie. Byłam szczęśliwa, a potem nie byłam, i znów byłam, i znów
przestawałam być… Przed kilkoma minutami przepełniało mnie prawdziwe, dzikie
szczęście. Teraz był tylko strach.
-
Jestem – skłamałam. – Kocham Karola – dodałam, jakbym chciała cię przekonać.
Albo siebie.
-
Wiem. – Kiwnąłeś głową. – Ale czasami nawet jak kogoś kochasz… to po prostu to
nie wystarcza.
Jeszcze
nigdy nie byliśmy tak blisko, nie licząc tego jednego razu w bramie na
Mariackiej. Wtedy jednak byłam świadoma tego, że mogę wszystko, ale nie
chciałam tego. Teraz wiedziałam, że nie mogę nic, a tak bardzo tego pragnęłam.
Ten moment był dowodem na to, że kilka lat temu popełniliśmy błąd. Gdybym mogła
cofnąć się w czasie, cofnęłabym się właśnie do tej chwili, kiedy poczułam
namiastkę tego, co moglibyśmy mieć, gdy twoje usta znajdowały się o milimetr od
moich ust i… tym razem poddałabym się temu całkowicie. Z pełną świadomością, że
to może mnie doprowadzić tylko do cierpień, do płaczu, do porażki. Bo ta
niepewność przez lata była o wiele gorsza od potencjalnych małych dramatów. I
to uczucie – to uczucie, kiedy byliśmy tak blisko, ale żadne z nas nie mogło
się poruszyć, bo przygniatały nas zobowiązania – to było najgorsze.
-
Chyba powinieneś już iść – szepnęłam.
Jeszcze
nigdy nie wypowiedziałam tak bolesnych, nieprawdziwych słów. Wcale nie
powinieneś. Chciałabym żebyś został. Ale ty już podnosiłeś się z miejsca,
delikatnie ściągając z siebie moje nogi. Wstałam za tobą, kiedy ruszałeś w
stronę drzwi – zrezygnowany, zmęczony. Byłam pewna, że kiedy tylko usłyszę
trzask drewna o futrynę, zacznę krzyczeć ze złości.
-
Nie otwieraj już nikomu w nocy – powiedziałeś. Kiwnęłam głową.
Patrzyłam
jak zakładasz kurtkę i czułam, jak z mojego ciała odpływa cała energia.
Ociągałeś się. Szukałeś czegoś w kieszeniach, patrząc na mnie przelotnie.
Wyglądałeś, jakbyś chciał coś powiedzieć, powoli otwierałeś usta… ale zamiast
pożegnania – bo byłam pewna, że to będzie pożegnanie – usłyszałam: pieprzyć to. A potem ująłeś w dłonie
moją twarz i pocałowałeś mnie, a ja miałam wrażenie, że właśnie na to czekałam
całe życie. Spłynęła po mnie fala gorąca, powróciła energia i kiedy zatopiłam
ręce w twoich włosach, już wiedziałam, że nie będę potrafiła tego powstrzymać.
To jest najlepsze, co może człowieka spotkać – świadomość, że druga osoba
potrzebuje cię tak samo, jak ty potrzebujesz jej. Jak powstrzymać coś, co daje
taką siłę? Jak się przemóc? Nie umiem nawet opisać tego uczucia – to było jak
powrót do życia, jak pobudka po miesiącach snu. I może magia tej chwili tkwi
właśnie w tych latach oczekiwań. Nie mówię, że nasza miłość była tak wielka i
niezniszczalna, jak zakazana, ale że ten czas, przez który szukaliśmy siebie
umocnił nas w tym uczuciu. Pozbyliśmy się nadziei, ale to wcale nie znaczyło,
że potrzebowaliśmy siebie mniej – wręcz przeciwnie. A być może wszystko, co ja
czułam nie miało znaczenia, bo dla ciebie to było tylko zapomnienie, chwila
strachu przed nadciągającymi zobowiązaniami związanymi ze ślubem i tworzeniem
rodziny. Być może chciałeś tylko odhaczyć wykonanie zadania, które okazało się
porażką kilka lat wcześniej, w tej zimnej i mokrej bramie. Nieważne. Nic z tego
nie liczyło się tej nocy. Po prostu tym razem nie potrafiłam cię odepchnąć, nie
chciałam odpuścić i pozwalałam na wszystko, co robiłeś – na to by twoje dłonie
znalazły się pod moją koszulką, usta na moim obojczyku, a wzrok błądził
niepewnie po mojej twarzy, w poszukiwaniu zezwolenia. To śmieszne, bo przez
całe swoje życie najbardziej przejmowałam się najbliższymi, siebie stawiając na
drugim miejscu. Liczyło się to, co inni ode mnie oczekują, czego potrzebują i
co ich uszczęśliwi. Czułam się w obowiązku spełniać oczekiwania. Ten jeden raz
myślałam tylko o sobie. Nie było Karola, któremu łamałam serce. Moich rodziców,
którzy nie mogliby uwierzyć, że ich córeczka dopuściła się zdrady. Dziadków,
którzy byliby oburzeni moją głupotą. Teściowej, przekonanej o tym, że to nie
był pierwszy raz. Gośki, która zawsze powtarzała, że powinnam zaszaleć.
Znajomych, którzy z zaciekawieniem szeptaliby za moimi plecami. Byłam tylko ja
i tylko ty. I nie oddałabym tych chwil za nic w świecie, nawet mając świadomość
nadchodzącej katastrofy.
Obudziłam
się w środku nocy wtulona w twoje ciepłe ramię. Potrzebowałam chwili, żeby
zrozumieć, co się wydarzyło. Uświadomienie było bolesne, druzgocące. Cała
wspaniałość tej sytuacji nagle zniknęła, w ciszy i w ciemności poczułam się jak
potwór. Wyplątałam się z kołdry i twoich ramion, udając się do łazienki.
Ogarnął mnie atak paniki – kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi, łzy pociekły
ciurkiem po moich policzkach. Trzęsąc się na całym ciele, usiadłam na zimnych
kafelkach. Co teraz będzie? Jak będę mogła z tym żyć? Jak pozbędę się twojego
zapachu nie tylko z ubrań i pościeli, ale także ze swoich wspomnień? Miałam
milion pytań do samej siebie i żadnej odpowiedzi. Nie potrafiłam uwierzyć, że
dopuściłam się czegoś takiego, mając obrączkę na palcu. Zawiodłam wszystkich,
łącznie z tobą. Siebie najbardziej. Całe życie próbowałam postępować zgodnie z
zasadami. Robiłam rzeczy głupie, jak każdy, ale ta głupota nie wykraczała nigdy
poza pewną granicę. Nie lubiłam komplikacji, potrzebowałam poczucia
bezpieczeństwa. Gdzie zniknęło moje świetnie ułożone życie? Może nie powinniśmy
nigdy kupować tego domu. Najpierw byłeś w nim ty, dopiero później pojawiliśmy
się tam z Karolem. Zupełnie jak w życiu – to ty byłeś pierwszy. Byłeś w nim
zadomowiony i miałeś niepodważalne stanowisko, a później zostałeś zastąpiony
przez Karola. Być może niepotrzebnie.
Usłyszałam
pukanie do drzwi. Zignorowałam je, ale robiło się coraz bardziej natarczywe.
-
Daj mi spokój – warknęłam przez łzy. Może nie powinnam, ale byłam na ciebie
potwornie zła. To była twoja wina. Moja też, ale skoro siebie już
nienawidziłam, to musiałam też chociaż po części obwiniać ciebie, inaczej
byłoby to troszkę niesprawiedliwe.
Nie
dałeś mi spokoju. Nacisnąłeś na klamkę i kilka sekund później klęczałeś,
obejmując mnie ramionami, odgarniając mokre od łez włosy z twarzy i
powtarzając, że wszystko się jakoś ułoży. Nie mogłam uwierzyć, że nie
nienawidzisz mnie, tak jak ja nienawidziłam nas. W końcu zarzuciłeś sobie na
szyje moje ręce i podniosłeś mnie, a ja objęłam cię nogami i pozwoliłam sobie
wtulić głowę w twoją klatkę piersiową. I znowu byliśmy w łóżku, naprzeciwko
siebie, w ciemności wpatrując się w swoje twarze. Głaskałeś mnie po włosach i
plecach, a ja obejmowałam cię w pasie. Powoli, stopniowo znowu zaczynało być
dobrze. Pocałowałam cię w szczękę. Potem w usta. Delikatnie i subtelnie,
zupełnie inaczej niż wcześniej.
Jeszcze
nigdy w życiu nie zawładnęło mną w taki sposób jakiekolwiek uczucie. Do tej
pory byłam przekonana, że niepodważalnie kocham Karola, tylko jego, ale teraz
już nic nie wydawało się takie jasne. Ta noc, to co się między nami wydarzyło –
to nie mógł być przypadek, przygoda, zapomnienie. To było coś. Coś ważnego, wiedziałam to. Początek albo koniec.
-
Co teraz będzie? – szepnęłam. Wciąż czułam na policzkach zaschnięte łzy.
-
Nie wiem – powiedziałeś szczerze.
-
Jak ona ma na imię? – zapytałam. Nawet nie wiem, dlaczego. Po prostu próbowałam
dopasować wyobrażenie o niej do jakiegoś imienia.
-
Monika – odparłeś, chociaż z pewnością wolałbyś w ogóle o niej nie myśleć.
Przepraszam, Monika
– pomyślałam, wtulając się w ciebie mocniej.
Rano
wiedziałam już, co teraz będzie. Zerwałam się z łóżka, weszłam pod prysznic i
zdążyłam się ubrać zanim się obudziłeś. Nie przywitałam cię uśmiechem,
śniadaniem, kawą. Stanęłam w drzwiach z kamienną twarzą i powiedziałam:
-
Musisz już iść.
Wziąłeś
do ręki telefon. Wskazywał godzinę 7:34. Miałeś kilka nieodebranych połączeń i
dwie wiadomości. Spojrzałeś na mnie niepewnie, jakbyś nie do końca wierzył w
to, co powiedziałam. Ale ja wcale nie żartowałam. Wolałabym uniknąć tej
sytuacji, ale trzeba było się z tym zmierzyć, prawda? Nawet nie wiesz, ile
kosztowało mnie wypowiedzenie tych słów. Ale kiedy zrobiło się jasno, moje
myśli stały się także bardziej wyraźne. To był błąd. To uczucie, które w nocy
towarzyszyło mnie, a może nawet nam, to było tylko złudzenie. Chwila. Moment,
który już minął.
-
Olka… - zacząłeś, ale ja już kręciłam głową.
-
Dobrze wiesz, że to nie jest w porządku. I że musi się skończyć teraz, zanim...
– Przygryzłam dolną wargę tak mocno, że czułam słony posmak krwi w ustach. Za
wszelką cenę nie chciałam się popłakać, bo wiedziałam, że skończyłoby się to
tak, jak w nocy. A tak nie mogło się skończyć. – Nie przychodź. Nie dzwoń. Nie
pisz. Po prostu…
-
Dobrze. Dobrze. – Wstałeś. Założyłeś spodnie, potem koszulkę, a ja starałam się
na ciebie nie patrzeć. Pozbierałeś swoje rzeczy, które porozrzucane były po
wszystkich kątach sypialni i kiedy miałeś już wszystko, zatrzymałeś wzrok na
mnie, jakbym była kolejnym przedmiotem, który chciałbyś zabrać ze sobą. Ale to
nie było możliwe, nieważne jak bardzo oboje byśmy tego chcieli. Popełniliśmy
błąd, zdawaliśmy sobie z tego sprawę, mimo że żadne z nas nie powiedziało tego
na głos. Tylko my powinniśmy za to płacić. Dlatego kiedy spojrzałeś mi w oczy,
nie odwróciłam wzroku. To było pożegnanie. Mimo że miękły mi nogi, mimo że nie
chciałam tego i w innym życiu, w innej rzeczywistości na pewno bym do tego nie
dopuściła… w tym przypadku musiałam się z tym pogodzić. Tak samo jak sześć lat
temu, kiedy odchodziłam od ciebie z bolącym sercem, tak tym razem kazałam
odejść tobie. Bo wierzyłam, że to jest najlepsze rozwiązanie. Jedyne
prawidłowe. Naprawdę w to wierzyłam. I byłam przekonana, że się uda. – Trafię
do wyjścia.
Tak,
wiedziałam, dlatego nie ruszyłam się z miejsca, kiedy ty wychodziłeś przez
drzwi sypialni. Parę sekund później położyłam się na łóżku i leżałam tak, nie
wiem nawet jak długo. Nie płakałam, nic z tych rzeczy – po prostu myślałam.
Starałam się znaleźć na śnieżnobiałym suficie jakąś skazę. Kiedyś szukałam jej
w naszym życiu – moim i Karola. Nie umiałam znaleźć. Teraz wydawało mi się
jednak, że wyidealizowałam sobie to życie, że nie było nawet w połowie takie,
jakiego pragnęłam, ale już chyba nie potrafiłam tego zmienić.
Cóż, myślę, że to początek. Nie sądzę, że którekolwiek z nich będzie w stanie teraz udawać, że nic się nie stało. Ciekawe, jak to dalej pociagniesz. Tyle uczuć, częsciowo radosnych, ale przede wszystkim przerażająco smutnych. Dlaczego to nie może być inny czas, inne miejsce... :( pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńJestem. W końcu. Czytałam wszytko od razu po publikacjach, ale niestety nie zawsze znajdowałam czas, żeby napisać tutaj chociaż słowo. Uwielbiam każdą twoją historię. Wiesz to. Dlatego tutaj oczywiście również z tobą będę. Tak to właśnie jest z niedokończonymi sprawami. Chyba nigdy nie da się zamknąć każdego rozdziału w swoim życiu tak definitywnie i nawet jeżeli zapominamy o danej rzeczy na bardzo długi czas, w końcu pojawia się taki moment, kiedy wraca ona do nas ze zdwojoną siłą, uderza sobie w nas i zaczynamy myśleć "co by było gdyby". Co by było gdybym powiedziała chociaż jedno słowo więcej, wykonała chociaż jeden dodatkowy gest. Bo zawsze towarzyszy nam myśl "może mogłam więcej? bardziej?". Bo ja tak właśnie mam. Nawet jeżeli myślę sobie na początku, że dałam z siebie wszystko i więcej już nie miałam, po jakimś czasie pojawia się myśl "a może jakiś element wykonałam nie tak, może jakiś gest zadziałał przeciwko mnie?". Tak już jest. I myślę, że tego nie da się zmienić. Ja myślę, że ona wcale nie jest niczemu winna. Mam wrażenie, że ona się bała tego, co się dzieje. Bała się tego, co może wydarzyć się, kiedy znów na swojej drodze spotkała Bartka, ale według mnie to ona tutaj jest ofiarą. On nie miał prawa robić jej wyrzutów, że Karol ją tłamsi, kpić, że sprawdza ją telefonami, że wybrała łatwiejsze życie. Nie miał po prostu prawa. I po cholerę przyjeżdżał do niej do domu? Chciał tej zdrady. Chciał spróbować co by było gdyby. Jestem mega ciekawa co teraz. Czy będzie żyć w kłamstwie? Co zrobi Karol, gdy się dowie? Czekam! Czekam! Czekam!
OdpowiedzUsuń